Jedna z pierwszych gier w uniwersum Fist of the North Star ukazała się już na poczciwym NESie. Jednakże, nawet w tamtych czasach, owa produkcja była uważana za strasznego crapa. Od tamtego czasu podejmowane były kolejne - mniej lub bardziej udane - próby stworzenia gier na bazie kultowej animacji. Od platformówek, poprzez scrollowane mordoklepki, aż do fighterów "1 na 1" (m. in. bardzo przyzwoity szpil na PS2). Jednak dopiero obecna generacja konsol wyniosła markę na nowy poziom, serwując swoistego spin-offa znanego skądinąd tasiemca Dynasty Warriors. Ci, którzy słyszeli o serii, z miejsca kojarzą ją z masową rozwałką tysięcy - podobnych do siebie jak frytki w McDonaldzie - wrógów. Nie inaczej jest w przypadku Ken's Rage.

Aby nie zarzucono mi popełnienia minirecenzji zamiast komentarza o pucharkach, teraz skupię się już tylko na nich. Zdecydowaną większość trofeów dostajemy wraz z zaliczaniem kolejnych trybów fabularnych - Legend Mode oraz Dream Mode. Zalecam najpierw ukończenie trybu Legendy każdą z postaci, a dopiero potem podchodzenie do DM, gdyż poziom trudności tego drugiego jest dużo wyższy, dlatego dopakowanie poszczególnych postaci stanowi spore ułatwienie. Miałem kilka problemów z bossami, szczególnie w misjach Kenshiro i Raoha, ale były to jedyne momenty krótkich przestojów. Wszystkie pucharki kumulatywne, za wyjątkiem 5000 zabójstw w stylu Nanto i Ujoken, najprawdopodobniej wpadną każdemu podczas przechodzenia fabuły. Dlatego po zrobieniu wszystkiego należy powtórzyć odpowiednimi postaciami co bardziej "zaludnione" epizody Dream Mode.

Gra jest bardzo czasochłonna - mi zajęła prawie 80 godzin. Na jednym z zagranicznych forów widziałem wypowiedź osoby, która wbiła platynę w 28 godzin. Naprawdę nie mam pojęcia jak to możliwe, gdyż nawet teraz, znając grę i przewijając wszystkie wstawki filmowe byłoby to dla mnie niewykonalne. Tak czy inaczej - czasu spędzonego z grą nie żałuję. Chociaż były momenty, w których ogarniała mnie straszna nuda, zawsze po kilku dniach przerwy grało mi się świetnie. Z pewnością ogram też kontynuację, która się niedawno ukazała. Trudność - 3/10.