Jest to pierwsza gra, o której postanowiłem coś napisać, ponieważ pozytywnie mnie zaskoczyła i zapowiadają się ciekawie spędzone 300 godzin do platy. (68 ludzi na świecie ma 100% więc takie 100% to jak dwadzieścia ).
Jak na oko typowego gracza Defiance w którego pograłem półtorej godziny to jeden wielki MIX gier. Bronie (a nawet wersje zadające obrażenia Corrosive), tarcza która się ładuje po czasie, ranki za różne pierdoły to po prostu to samo co w Borderlands.
Mechanika poruszania się i strzelania jest praktycznie taka sama jak była w grze James Cameron - Avatar the Game, co ciekawe świat Defiance nieco przypomina ten z Avatara (dżungla, duże grzyby i inne takie sci-fi).

Skille to ta sama sprawa co w każdym innym MMO, całe rozbudowane drzewko oferujące całe mnóstwa pierdół, takich jak szybsze przeładowanie, obrażenia... ach, znowu się to z Borderlandsem kojarzy . W końcu to gra na pukawki a nie na dzidy i miecze.

Kolejna rzecz działająca ogromnie na plus to tworzenie "Party", czyli grupy ludzi/znajomych którzy są specjalnie oznaczeni na mapie i wędrują razem z nami robiąc questy i zabijając różne mobki, od stworów do ludzi aż po ich wersje zmutowane (Fallout, it's that you?).

Jest to zdecydowanie gra do grania w grupie ludzi i jak na razie luźna pogrywajka w której odkrywa się rzeczy wzięte z innych gier/stworzone przypadkowo przez twórców/lub "ekhem"...zainspirowane innymi grami* oraz furaniem za trofeami. Nie jest to krytyka, ponieważ fajnie się prezentuje te wymieszanie.

* - niepotrzebne skreślić