"Gierka" ta jest dosyć dziwnie pokręcona. Wyspa generuje się nam losowo, losowo rozmieszczone są kluczowe elementy mapy i jest taka dziwnie tajemnicza. Tak jakby chciała nam coś opowiedzieć, nie umiejąc mówić. Pikseloza... yyy to znaczy retrosztuka wybijała mi nieźle oczy, a muzyka przypominała mi e-narkotyki (dziwne trzeszczące dźwięki które mogą wywołać halucynacje przy dobrym skupieniu się - kiedyś w W-11 wydział śledczy o tym słyszałem). Trofea przyprawiały mnie tutaj o "bul dópy". Bo niby lajtowa gra, spacerujesz sobie po wyspie, nic istotnego nie robisz, ale nie zawsze jest szansa na zdobycie trofeów. Raz to nie wygenerowało mi cmentarza, raz jeszcze jakiegoś krzaka co do trofki potrzebny był. A w najgorszym wypadku wyspa nie była złożona z okrężnej plaży, którą to trzeba obejść. Dzisiaj wbiłem najgorsze trofeum związane z zobaczeniem każdego typu drzewa i roślin. Zrobiłem to dopiero za trzecim razem, wciąż w nerwach (czy mi wszystko "zobaczyło się"). I dziś właśnie to wbiłem, z radości aż zaklaskałem sobie xD. Oh, cieszę się, że mam to za sobą. Taki "symulator spaceru" jeśli chodzi o trofea jest nieprzewidywalny i frustrujący, ale jednak warty zobaczenia.

Aha i mała wskazówka, poprawne wykonanie trofeum w Proteusie jest "oznaczone" małym lagiem gry. Może to pozwolić wam odetchnąć z ulgą i czekać na ulubiony "brzdęk".

Gra 4/10, 100% 4/10.