No i w końcu uruchomiłem grę, z przed kilku miesięcy danej nam na PS+. Mówię oczywiście o

Metal Gear Rising: Revengeance

Przed rozpoczęciem, jeszcze wspomnę że nigdy wcześniej nie grałem w gry z serii MGS, tak wiem powinni mnie za to spalić na stosie. Jak zwykle narażę się większości użytkownikom tego forum, a z racji tego że jeszcze mnie nie usunięto to narażam się dalej, tak więc zacznijmy rzeź!

Moje pierwsze wrażenie:

Oczywiście zacząłem grę na poziomie normalnym z włączonym tutorialem. Który wygląda jak jedna z części MGS (nie grałem, ale widziałem), to co mnie zdenerwowało to... automatyczne pokonywanie przeszkód. Hmm, rozumiem że gry są dzisiaj user-frendly, ale tutaj czułem się jak w Beyond: 2 Souls, gdy od gracza wymagano minimum zaangażowania. Na szczęście tutorial nie jest długi, dlatego też go przeszedłem (najczęściej omijam nudne tutki) I zacząłem właściwą rozgrywkę.

GRAFIKA:
Szczerze powiem, nie powaliła mnie. Mam wrażenie że zatrzymała się ona na poziomie Resident Evil 5, ałć co? Gra ładnie wygląda, ale też nie odczułem takiego WOW, jakie się dzisiaj niestety wymaga od gier. No taka prawda. Efekty i wodotryski graficzne robią wrażenie, a krew tutaj jest jak na razie najbardziej realna jaką widziałem w grach. Czułem jej gęstość i konsystencję. Woda jest tylko ruchomą teksturą, która nie reaguje na nasze kroki, mamy tylko słabe chlapanie. Ciała, obiekty i resztki mostów znikają po chwili, co jest zrozumiałe bo konsola już przy ciachaniu jednego drzewa nie dawała rady. Napotykamy też na błędy animacji twarzy, gdzie część mechaniczna wygina się jak skóra, a wątpię żeby tak miało być.

FIZYKA/MOŻLIWOŚCI:
No tutaj mnie zaskoczyli, ciachanie "wszystkiego" w drobny mak, zrobiło na mnie takie wrażenie, że stałem przed drzewem i ciąłem je na takie kawałeczki że konsola zamulała i usuwała niewygodne dla niej obiekty. To co mnie uderzyło to, na prawdę chamskie ograniczenia poziomów. Nie ma tutaj wolności, idziemy po sznureczku, a jak znajdziemy inną drogę (korytarz między budynkami, droga w przeciwnym kierunku), to natkniemy się na niewidzialną ścianę, lub blokadę w stylu Assasin's Creed. To samo z budynkami, jak czasami wystarczy biec i postać sama wskakuje na dach, tak czasami mimo że wizualnie dalibyśmy radę, gra nie pozwoli nam na to. Są też chwile gdzie musimy pociąć bramę lub drzwi żeby przejść dalej, oczywiście możemy to zrobić tylko na przeznaczonych do tego celu blokadach. To co możemy poddać ćwiartowaniu, zaznacza nam się na niebiesko po uruchomieniu radaru? Sonaru? Nie wiem jak to nazwać, taka super wizja.

Po kilku godzinach:

Liniowość gry powinna być chyba wzorem dla innych. Cały czas idziemy za okruchami rzezi, tonami odłamków i kończyn. Żebyśmy się nie nudzili za bardzo, twórcy obdarowali nas "sekretami" które "ciężko" znaleźć i dodali również smaczki dla fanów serii. To karton pod którym możemy się schować, „to postacie z poprzednich części śmigną nam gdzieś” lub czasami trafi się specyficzny humor dla tej serii. Dla mnie, osoby która nie zna historii serii i postaci, jakoś to nie jarało, ale domyślałem się co mogli czuć fani serii. Znajdziek mamy kilka rodzajów, są terminale, skrzynie, karty i ocenzurowane plakaty atrakcyjnych japoneczek.

No i wspaniały system kontaktowania się w każdym momencie z zespołem, powoduje że poznajemy każdą z nich i darzymy je sympatią. Blondyneczka jest zaiste zacna.

Sama postać głównego bohatera daje radę, rozprawia się ona bowiem z problemem, zatracenia się ludzkości w świecie robotyki. Coś jak w Deus Ex Human Revolution, gdzie ludzie zastępują swoje organy mechanicznym odpowiednikom. No i jeszcze fabuła, która jest jak kilkusezonowy serial. Mamy fragmenty nudne, ciekawe, a i czasami mamy takie WOW! Które powoduje że motywujemy się do dalszej walki. Czasami mam wrażenie że postać przechodzi męską menstruację. Gdy coś nie wyjdzie załamuje się, poddaje, prawie zalewa łzami. Jakoś nie pasuje to do mechanicznego ninja który wyciachał sobie drogę przez kilka rozdziałów. Ma on też przebłyski męstwa, gdzie poświęca coś żeby dojść do czegoś (przepraszam za takie określenie, ale wiecie… Spoiler). To co mnie najbardziej irytowało w postaci to jego głos, cierpi on bowiem na raka krtani, coś jak Krystian w roli Bat(t)mana.

Model walki jest dla mnie bardzo nie wygodny. Wystarczy biegać na speedzie i ciachać na ślepo. Brak obrony i uników (no chyba że jest, a ja jestem za głupi żeby ją poznać) bardzo utrudnia zabawę. Ilość DUŻYCH przeciwników i ich częstotliwość ataków, uniemożliwia nam zwykłe wstanie z ziemi. Na szczęście jesteśmy niczym kot, mamy kilka żyć. Tak, wiem jak to brzmi, też mnie to zastanawia. Walki z bossami cierpią na to samo, nieumiejętność blokowania ich ataków, czyni mnie bardzo łatwym celem. Nawet zakup umiejętności i ulepszeń nic nie pomaga. Po zakupie ataku, nie wiem jak go wykonać, mam opis, ale nie mam informacji co trzeba wcisnąć, jaką kombinację wykonać, żeby bohater zademonstrował nam czego się nauczył. Grając, miałem wrażenie że gram w Bayonette. Tylko mniej części ciała wartych podziwu.

Muzyka! Muszę o niej wspomnieć, ponieważ jest ona kojąca dla mej metalowej duszy. W trakcie każdej z walk z bossem załącza się taka nap*****lanka, że specjalnie podgłaśniam sprzęt, żeby doprowadzić do orgazmu moje zmysły. Liczba tonów, dźwięków i uderzeń perkusji jest tak liczna, że mój kot uciekał z pokoju, bo myślał że coś się wali. Jestem pod takim wrażaniem że chyba kupię płytę z muzyką z tej gry, bo zasługuje ona na miejsce na mojej półce.

Niestety nie mogę pochwalić pracy kamery, która działa sama sobie. Nie mogłem znaleźć tak podstawowej funkcji jak blokowanie kamery na celu. Dlatego uważam że tego cacka po prostu tutaj nie ma. Kamerę mamy na plecach pod lekkim kątem, coś jak w Dead Space, przez co ciężko nam zlokalizować przeciwników. Jest ona również o wiele wolniejsza od niektórych przeciwników, i momentami kręciłem kamerą dookoła i nie mogłem ich dogonić. Przy skokach kamera reaguje z opóźnieniem, co jest dość niewygodne.

To jak to jest w końcu?

Jest to gra typu, tak zła, że aż dobra. Mimo tych wszystkich problemów, drobnych błędów i niewygodnemu sterowaniu, siedzę przed TV i gram dalej. Ta gra jest jak narkotyk! Wiem że jest zła i nie dobra, ale nadal ją zażywam. Coś mnie uzależnia i trzyma dalej przed ekranem. Niewygodna mechanika walki, ograniczenia wolności, przeciętna grafika, są przyćmiewane dynamiką akcji, fabułą, efektywnością i muzyką. Powiem Wam że lubię takie slaszery i przydzielam je do trzech kategorii. Pierwszą jest grupa Wygodnych, takich jak God of War i Darksiders, drugą grupę zasilają gry Ciężkie z którymi mam problem, Devil May Cry, Bayonetta i ostatnia grupa, takie Miszmasz, będące pomiędzy to Dante’s Inferno i od wczoraj Metal Gear Rising.

I jak zwykle przepraszam za słownictwo, składnie i stylistykę.

PS1. To czekam na Waszą reakcję.
PS2. Nie dałem tego tematu jako recenzji, bo nie dałem grafiki, oceny itd. No chyba że jednak się zalicza to uzupełnię o grafikę.