UWAGA! Tekst może zawierać lekkie spoilery dotyczące fabuły oraz pojawiających się w grze potworów!



Dobra, dobra, przyznaję się bez bicia - Dead Space poznałem przez przypadek. Miałem licytować The Last of Us, ale przez przypadek włączyłem inną zakładkę i wylicytowałem tę grę. Na szczęście cena zaporowa nie była, a na Dead Space'a ostrzyłem sobie ząbki od wielu dni, więc koniec końców cieszyłem się że go zakupiłem. Jakbyście wiedzieli jaka teraz radość mnie rozpiera.



No to zacznijmy od fabuły. Pięcioosobowa załoga USG Kellion w składzie laska, niemowa, afro-amerykanin, chińczyk i no-name'owy facet z wąsem odbiera sygnał S. O. S. od statku USG Ishimura. Niestety nasza załoga musi awaryjnie lądować na pokładzie Ishumury i a) nie zastaje tam żywej duszy, b) atakują ją potwory. I teraz pierwszy element zaskoczenia - czarnoskóry bohater nie ginie jako pierwszy!

Sterujemy niemową - Isaac Clarke, oprócz tego że jest inżynierem i jego zadaniem jest naprawa wszystkiego co nie działa na Ishimurze, poszukuje na statku również swojej narzeczonej - Nicole, która pracowała na statku, ale kontakt z nią nie istnieje. Po pierwszym ataku nekromorfów pozostała przy życiu trójka rozdziela się, a Isaac zmuszony jest działać na własną rękę.

Niestety, w tej części nasz bohater jest zupełnie bezpłciowy. Nie wypowiada żadnego słowa, a zamiast szukać ukochanej posłusznie wykonuje polecenia towarzyszy. Na szczęście zmieniono to w drugiej części, gdzie Isaac odkrył w swojej krtani struny głosowe i wreszcie przemówił.

Nekromorfy, czyli członkowie załogi zamienieni w tajemniczą, obcą rasę to jedne z najoryginalniejszych i najciekawszych potworów w świecie gier. Początkowo jest kilka gatunków (między innymi wyposażony w długie ostrza slasher, czy mały lurker), ale im dalej w las tym lepiej. Najlepszą metodą ich eksterminacji jest odcinanie im kończyn - szybciej giną a także możemy dzięki temu zaoszczędzić amunicję.



Isaac nie był przygotowany na walkę z nekromorfami, dlatego nie posiada arsenału godnego Seriousa Sama. Mamy za to swoiste "inżynierskie" odpowiedniki niektórych broni: początkowa piła plazmowa to pistolet, karabin pulsacyjny to karabin, strzelba energetyczna to strzelba, miotacz ognia to... miotacz, a pistolet linowy to nie wiem co. W każdym razie nasze bronie sprawdzają się w walce z przeciwnikami a ulepszone stanowią doskonałe narzędzie masowej rzezi.

Bronie ulepszamy w znajdowanych tu i ówdzie warsztatach. Wybieramy rzecz którą chcemy ulepszyć (oprócz broni, moduły stazy i kinezy, o których za chwilę, oraz kombinezon) i przechodzimy do drzewka rozwoju. Każdy element ulepszamy za pomocą węzłów mocy (power nod), które albo znajdujemy podczas eksploracji (niestety, wiele ich nie ma), albo kupujemy za sporą sumkę w sklepie. Drzewko jest o tyle ciekawie zrobione, że nie zawsze możemy ulepszyć daną część ekwipunku. Czasem zmuszeni jesteśmy przeznaczyć power noda na pusty slot, by dzięki temu dojść do ulepszenia. Zmusza nas to do myślenia i wybrania optymalnej ścieżki rozwoju broni.



Sklepy zazwyczaj znajdujemy obok warsztatów. Posiadają trzy segmenty: sklep, ekwipunek oraz sejf. W sklepie standardowo kupujemy amunicję, nowe bronie, apteczki itp. W ekwipunku mamy dostęp do tego co udało nam się zebrać podczas rozgrywki - znalezione rzeczy możemy sprzedać lub przenieść do sejfu. Przeniesione tam rzeczy możemy odzyskać przy ponownym wejściu do sklepu.



Moduły stazy i kinezy to bardzo ciekawe moce. Dzięki stazie możemy "zamrozić" przeciwnika, dzięki czemu będzie łatwiejszym celem do zabicia. Staza przydaje się także do spowolnienia zacinających się drzwi lub do innych, ściśle powiązanych z fabułą czynności. Kineza pozwala nam podnosić różne przedmioty i np. ciskać nimi we wrogów. Czasem musimy również podnieść z podłogi baterię i włożyć nią w odpowiednie miejsce, by zasilić windę itp.

Gra jest w miarę trudna. Grałem na normalnym poziomie trudności (na konsoli PS3) i było kilka momentów w których utknąłem na chwilkę. Wyzwanie w tej grze czasem oparte jest na zamknięciu nas w małym pomieszczeniu z grupą nekromorfów. Sprawy nie ułatwia również nasza postać, która obraca się z prędkością upośledzonego żółwia. Trudno jednak żeby nasz bohater był zwinny jak antylopa gnu, w końcu to zwykły inżynier, który w najgorszych snach nie mógł przewidzieć co spotka go na Ishimurze.

Wreszcie docieramy do tego co tygryski lubią najbardziej, czyli strachu. Dead Space od początku reklamowany był jako survival horror, choć niektórzy raczej postrzegają go jako gra akcji z elementami horroru (vide F.E.A.R.). Należę raczej do tej drugiej grupy, choć nie ukrywam, że było kilka momentów mrożących krew w żyłach. Niestety, twórcy zastosowali dość prymitywne i tandetne metody na przestraszenie gracza - pomimo tego, że klimat w grze jest ciężki i duszny, w większości sytuacji możemy przewidzieć kiedy coś na nas wyskoczy. A to właśnie ten sposób pojawia się tu najczęściej. Teraz podam kilka przykładów, więc Ci co nie grali niech nie psują sobie zabawy i nie czytają. Isaac podczas swej podróży spotyka różne przetrwałe osoby na statku. No, może przetrwałe w cudzysłowiu. Mnie najbardziej w pamięć wrył się moment gdy spotkałem mężczyznę bez ustanku walącego głową w ścianę. Również spotkanie z zarażonymi żołnierzami z USM Vallor nie należało do przyjemnych - pierwszy raz gdy zobaczyłem tego ultraszybkiego, migającego żołnierza przeszył mnie prawdziwy dreszcz. Do nieprzyjemnych przeciwników należą także lividery; chude, wysokie nekromorfy, wydające naprawdę straszny jęk.



Skończmy elementy recenzji, czy tam opisania gry. Co mi się w niej podobało? Wszystko! Od dawna nie grałem w tak dobrą grę na mojej konsolce. Fabuła, mimo że typowo hamerykańska, posiada kilka ciekawych zwrotów akcji, a że gra była kinowo zlokalizowana nawet na PS3, mogłem ją śledzić bez przeszkód. Gameplay był cudowny. To leniwe eksplorowanie zakamarków Ishimury było niesamowicie klimatyczne i emocjonujące. Na pewno jednym ze składowych tego klimatu było genialne audio, tam cały czas możemy usłyszeć uderzenia, szepty, dziwne odgłosy. Atmosfery dopełniają rozrzucone w różnych, dziwnych miejscach logi - albo w postaci tekstowej, głosowej, lub samego hologramu. Pozwalają dowiedzieć się co nieco o załodze i ich ostatnich chwilach życia. Mamy także prawdziwy czarny charakter oraz wątek kościoła i religii. Ciekawym urozmaiceniem są etapy, w których przemieszczamy się w pomieszczeniu bez grawitacji. Również pomysłowy interfejs można zaliczyć na plus - na ekranie nie mamy żadnych wskaźników życia, stazy. Wszystko widoczne jest na plecach bohatera. Taki zabieg też nieziemsko potęguje klimat. Czego chcieć więcej?

Jeśli chodzi o minusy, to mogę wymienić walki z bossami, które są łatwe i jest ich mało. Walk z nekromorfami w grze sygnowanej jako survival horror także czasem jest za dużo. jednak nie wyobrażam sobie jak można było zwiększyć bardziej poziom trudności.



Ogółem jest to jedna z najlepszych gier w które miałem okazje przejść. Takiej gry było mi trzeba, bo w ostatnim czasie każdy tytuł wyłączałem po pół godziny i do niego nie wracałem. Gdybym miał jej wystawić ocenę, byłoby to gdzieś w okolicach 9-9+/10, co w mojej skali jest wielkim wyróżnieniem. Czekam na sequel, który wróci do korzeni serii, a nie pójdzie za postępem czasów.

PS Przepraszam za wszystkie błędy stylistyczne, powtórzenia, itp. Pisanie nie idzie mi najlepiej, ale być może kiedyś się nauczę robić to z większą gracją Zresztą dawno już niczego większego nie pisałem, niećwiczony mięsień zanika