Poniższy tekst dotyczy japońskiej wersji przeznaczonej na PS Vita.

Na początek przyznam, że nie do końca wiedziałem, czego się po grze spodziewać. Na zagranicznych forach opisywano grę jako jedną z najlepszych "skośnych" gier na PSV (nie zapowiedziano wtedy jeszcze zlokalizowanej wersji). Zawsze brakowało mi na konsolach obecnej generacji gier muzycznych pokroju Parappy i UmJammer Lammy, dlatego postanowiłem sam się przekonać czy gra zasługuje na takie pochwały. Nie zawiodłem się i, co więcej, przypomniałem sobie co to znaczy czerpać radość z gier muzycznych podobnie jak w czasach, gdy nie istniały jeszcze plastikowe gitary, perkusje, pulpity DJ-skie i karaoke na konsolach.

A calak? Łatwy, choć czasochłonny. W drodze po niego należy ukończyć wszystkie piosenki dwa razy (Normal + Hard) a także zaliczyć dowolnie wybraną piosenkę na poziomie Extreme. Nie jest to trudne zadanie - mi się to udało bez używania żadnych "ułatwiaczy" (na drobną opłatą można je zakupić, co czyni grę jeszcze łatwiejszą). Należy jedynie uważać, aby nie przeoczyć żadnego "Chance Time" (momenty, w których zamiast wskażnika zdrowia pojawią się gwiazdka) - jeśli któryś przeoczymy, nie możemy sprawdzić, w której piosence nam go brakuje.

Największą trudność stanowiło dla mnie odnalezienie się w japońskich menusach, chociaż po pewnym czasie można się przyzwyczaić do rozmieszczenia opcji i później wybiera się je niemal "z automatu". Rzeczy do wykupienia jest sporo, więc trzeba spędzić z grą co najmniej kilka dodatkowych godzin na powtarzanie piosenek. Jednak to, co dla jednych jest "grindem", dla mnie było po prostu świetną zabawą - zaliczałem kolejne utwory na Extreme i próbowałem (czasami bezskutecznie) masterować piosenki z wykorzystaniem "utrudniaczy" (np. jeden z nich polega na tym, że jedynie COOL, czyli idealne trafienie w dźwięk, podnosi stan zdrowia, podczas gdy cała reszta - FINE i gorzej - obniża go).

Z jednym trofeum miałem problem, ale raczej z powodu własnej niewiedzy niż rzeczywistej trudności. Chodziło o wykorzystanie karty AR, która miała sprawić, że Hatsune Miku pojawia się na stole i "tańczy dla mnie" . Próbowałem użyć kart, które dostałem razem z przenośną konsolką i żadna nie działała. Okazało się, że trzeba użyć miniplakatu, który był w pudełku z grą (myślałem, że to wkładka reklamowa ). Co jak co, ale karty w takiej formie się nie spodziewałem

Kończąc, chciałbym polecić Project Diva F wszystkim miłośnikom gier rytmiczno-muzycznych (fanów Miku nie trzeba namawiać) - gra sprawiła mi niesamowitą frajdę i mam nadzieję, że Wy także nie przejdziecie obok niej obojętnie.


Ocena gry: 8/10
Trudność platyny: 3/10