Muszę przyznać, że Capcom wypuszczając taką grę jak Dragon's Dogma sporo ryzykował. Fakt, że jest to nowe IP a także to, iż jRPGi kojarzą się raczej z dwunastoletnim chłopcem ratującym kolorowy, magiczny świat w towarzystwie cycatej licealistki i wielkiego pokemonopodobnego stwora a nie z klimatami dark fantasy. Widocznie takie przesłanki obce były osobom decyzyjnym w japońskim koncernie i jak się okazało – bardzo słusznie! Dragon's Dogma to świetne połączenie zachodniej rolplejowej szkoły ze wschodnim azjatyckim polotem. Capcom można kochać lub nienawidzić, można być też obojętnym wobec polityki firmy ale nie można wzruszyć ramionami wobec niewątpliwie ciekawej pozycji jaką jest DD – oczywiście o ile jesteśmy fanami podobnych produkcji.

Grę zaczynamy od interaktywnego wprowadzenia, w którym nasz bohater ze swoją drużyną ma za zadanie – jak się dowiadujemy z rozmów pomiędzy członkami naszej ekipy - ubić smoka. Niby nic nowego ale ten fragment gameplayu służy nam jako swoisty tutorial, pozwala oswoić nam się ze sterowaniem a także z podstawowymi zasadami rządzącymi rozgrywką. Epizod ten urywa się jednak dosyć nagle i bez wcześniejszych zapowiedzi a my zostajemy przeniesieni do ekranu edycji swojego herosa. Edytor nie jest może jakoś szczególnie rozbudowany ale spełnia swoje zadanie – do wyboru mamy standardowy wybór pomiędzy płcią protagonisty, różnorakimi rodzajami fryzur, facjat, karnacji, budowy ciała czy sylwetki. Gdy przebrniemy już przez ten hirołmejker, fabuła zaczyna powoli toczyć się dalej, nasze wykreowane growe alter ego okazuje się zwykłym mieszkańcem wioski rybackiej, którą nawiedził śmiertelny żywioł jakim jest wizyta smoka. Bez namysłu więc łapiemy za pierwszy znajdujący się pod ręką miecz i lecimy w stronę plaży gdzie gadzina postanowiła wyżyć się na okolicznych mieszkańcach. Niestety – jako iż zwykły rybak w starciu z antycznym gadem nie ma większych szans szybko zostajemy powaleni na ziemię a nasz przeciwnik dosłownie kradnie nam serce – wcześniej wyrywając nam je z klatki piersiowej – które po chwili połyka. Jednak nasz bohater, wbrew wszelkiej ogólnie znanej wiedzy medycznej, nie umiera a budzi się następnego dnia z blizną na piersi. Okazało się, że stał się Powstałym ( Arisen ), który za swój życiowy cel postawił sobie odnalezienie i zgładzenie prowodyra powyższych wydarzeń. Pozostaje nam jeszcze tylko wybór klasy postaci, tu raczej standard – rycerz, mag i łowca. Z czasem zdobywamy dostęp do kolejnych, będących misz-maszem podstawowych profesji jak święty rycerz, wojownik, czarnoksiężnik, zabójca itp. Po tym przydługim wprowadzeniu pozostaje nam już tylko pęd ku przeznaczeniu a więc gra właściwa...


System Dragon's Dogmy jest tak skonstruowany, że w żadnym aspekcie nie przypomina rodowitego japońskiego RPGa. Walka, która w podobnych grach naturalnie jest bardzo ważnym elementem, została zrealizowana kapitalnie! W ogromnym stopniu przypomina chodzone slaszery ( cóż, twórcom z C mającym w swoim portfolio choćby serię Devil May Cry nie sposób odmówić wprawy w projektowaniu gier polegających na siekaniu i rąbaniu ), mamy więc przycisk odpowiedzialny za słaby i silny atak, skok, chwyt a także te odpowiadające za ataki specjalne. Te jednak zużywają nam staminę, która jest w świecie Dragon's Dogmy nawet ważniejsza niż pasek punktów HP. Po każdym użyciu specjali tracimy część staminy a gdy spadnie ona do zera nasza postać łapie chwilową zadyszkę co oczywiście czyni nas podatnymi na ataki nieprzyjaciół. Wytrzymałość odnawia się jednak w sposób samoczynny tak więc już po chwili możemy zaatakować ze zdwojoną siłą. Stamina zużywa się także podczas biegu - tym szybciej im bardziej jesteśmy obciążeni. I tu dochodzimy do kolejnej ciekawostki – przemierzając świat gry wejdziemy w posiadanie całych ton wszelakich itemów ( elementów uzbrojenia i ekwipunku, różnorakich wspomagaczy czy materiałów budulcowych ) co w znaczący sposób wpływa na obciążenie plecaka Powstałego. Wiadomo, im większy udźwig tym i wolniejsze ruchy i szybszy spadek sił. Zebrane dobra możemy deponować w okolicznych karczmach coby nie przeciążać naszego woja za bardzo. Dodatkowo tylko podczas pobytu w tychże przybytkach jesteśmy w stanie zregenerować całość swoich punktów życia ( magia lecząca też oczywiście istnieje ale nie odnowi nam energii powyżej określonego poziomu ). Wypadałoby wspomnieć coś także na temat osławionego craftingu w świecie DD, jest on strasznie rozbudowany i osobiście mam wrażenie, że niemal każdy item – poza elementami ekwipunku – da się połączyć ze sobą i uzyskać zupełnie nieoczekiwany efekt. Jest to - tutaj ukłon twórców w stronę Graczy takich jak ja gdyż nie gustuję w podobnych meandrach - całkowicie opcjonalna zabawa i nie ma potrzeby zagłębiać się w nią za bardzo. W każdym razie tworzenie nowych przedmiotów jest niebywale rozwinięte i nie można o tym zapominać. Na szczęście dla niektórych - w tym mnie - to zupełnie poboczna sprawa.


Gransys – świat, po którym przyjdzie nam się poruszać nie jest może jakoś wybitnie ogromny czy rozbudowany ale jak najbardziej spełnia swoje zadania. Przyjdzie nam przemierzyć nieprzebyte wcześniej równiny, kwieciste łąki, spalone słońcem pustynie, mroczne moczary czy buchające żarem kopalnie i wilgotne groty. Mamy główne miasto, Gran Soren, które określane jest przez naszych współtowarzyszy jako "bijące serce całego Gransys" a nam służy za swoistą bazę wypadową, miejsce odpoczynku, galerię handlową czy w końcu za ośrodek zapewniający zadania popychające fabułę do przodu. Tylko w tym miejscu możemy czuć się bezpiecznie gdyż poza jego wzniosłymi murami czeka na nas istna walka o przetrwanie. Trzeba to zaznaczyć – gra jest trudna. Oczywiście nie w takim stopniu jak osławione Demon/Dark Souls ale jednak. Bestiariusz przedstawiony przez grę jest dosyć standardowy – orki, gobliny, nieumarli, wilki to tylko co pośledniejsi przeciwnicy. Prawdziwą gratkę stanowią starcia z większymi kreaturami jak cyklopy, gryfy, trolle górskie, chimery a także tytułowe smoki. Szczególne wrażenie robią pojedynki z skalnymi golemami, podczas których jak żywo staje nam przed oczami Shadow of the Colossus z PS2! Chwytamy się więc przeciwnika i wspinamy się po nim dopóki nie natrafimy na jego słaby punkt ( świetnie zobrazowany jakby zbiór żył i arterii w postaci świetlnego punktu ), który naturalnie musimy zniszczyć. A że takich punktów na ciele golemy mają po kilka(naście) zabawy jest tu co niemiara. Oczywiście gigant nie stoi bezczynnie i nie czeka z pokorą na nasze ciosy a wierzga i próbuje nas strącić niczym rozjuszony byk. Przed oczami nadal mam sytuację gdy kolos złapał moją postać wspinającą się po jego nodze i zaczął obijać nią o ziemię niczym szmacianą lalkę! Zaprawdę powiadam Wam – dla takich chwil warto zapoznać się z tą fantastyczną przygodą! Należy również wspomnieć, że stopień aktywności przeciwników i ich rodzaj zależy również od pory dnia i nocy. Podczas zmierzchu krainy stają się jeszcze bardziej złowieszcze i nieprzystępne. Nieodzowna staje się w takim wypadku lampa mocowana przy pasie, bez której jesteśmy praktycznie pozbawieni źródeł światła. W takich przypadkach pozostaje jedynie taktyczny odwrót do najbliższego zajazdu i pozostanie w nim aż do wschodu słońca.


Jako iż przemierzanie niebezpiecznych, dzikich ostępów Gransys w samotności nie jest zbyt rozsądne naszym nadrzędnym celem staje się zebranie drużyny co samo w sobie zostało kapitalnie zrealizowane! Otóż każdy Gracz który podejmie się gry w DD tworząc postać mimowolnie zapisuje ją na serwerze Capcomu. Daje nam to dostęp do przebogatej bazy dodatkowych postaci, które ochoczo zasilą naszą ekipę w formie bezwolnych marionetek, tak zwanych Pionków ( Pawns ). Są one pozbawione własnej osobowości a ich jedynym zadaniem jest wspomóc naszego bohaterach w kolejnych bataliach. Żeby nie było zbyt łatwo Pionki, które możemy zwerbować, zostają dopasowane do poziomu doświadczenia prowadzonej przez nas postaci. Ta zasada nie dotyczy jedynie naszych znajomych z PSN, na przykład ja od początku gry miałem dostęp do Pinkotki, magiczki utworzonej przez Rekina czy Dziuni, postaci Wrednego. Tak więc ekipa może składać się maksymalnie z czterech postaci – naszego protagonisty, Pionka utworzonego w edytorze podobnie jak nasza główna postać, który jest z nami zawsze i dwóch pomagierów zassanych z profili innych Graczy. Oczywiście sprawia to iż punkty doświadczenia dzielone są na liczbę osób w ekipie ale czyni grę zdecydowanie łatwiejszą. Warto również zaznaczyć rzecz niebywałą – Pionki naprawdę wykazują inteligencję podczas starć i nie są jedynie mięsem armatnim. Często zdarza się że biorą na siebie ataki co potężniejszych bestii, odciągają powalonego towarzysza z placu boju czy bez namysłu leczą naszą ekipę. Zdarzyła mi się podczas pojedynku z Hydrą taka sytuacja, że będąc zbyt blisko celu ataku paskuda po prostu mnie połknęła! Co zrobił w takiej sytuacji mój Pionek? Ano sam z siebie, momentalnie wskoczył na szyję potwory i po chwili odrąbał jej jeden z łbów przy okazji uwalniając moją postać z gardzieli bestii! Stało się to samoczynnie, bez prób mojego wołania o pomoc ( komendy przypisane pod strzałki d-pada ). Dla mnie szok!


Graficznie jest... średnio. Sama kraina jest wykonana bardzo starannie i jak żywo przypominała mi wojaże po Gran Pulse z FFXIII tyle, że bardziej w mrocznej, pozbawionej tej cukerkowej, fajnalowej otoczki wersji, jednak postaci NPCów pozostawiają nieco do życzenia. O ile nasz hiroł prezentuje się bez zarzutu, również jego animacja jest jak najbardziej poprawna, tak postacie poboczne często-gęsto podczas dialogów nie poruszają ustami i potrafią pojawić się ni z gruchy ni z pietruchy dosłownie metr przed naszym nosem! To samo dotyczy tekstur, które konsola wczytuje na ostatnią chwilę. Nie można także nie wspomnieć o spowolnieniach i chrupnięciach animacji, które jeszcze nigdy tak wyraźnie nie zalazły mi za skórę - nieraz ma się wrażenie że jesteśmy świadkiem pokazu slajdów z gry prezentowanych przez Capcom a nie czynnym Graczem! W innej produkcji wady te byłyby może bardziej męczące ale mnie w żadnym wypadku nie zniekształciły obrazu przygody, którą niesie ze sobą Dragon's Dogma. Fakt jednak jest faktem i jak najbardziej warto o tym wspomnieć. Muzyka to raczej oszczędne kompozycje, spodobać się może motyw z udziałem chóru załączający się podczas wędrówek po krainach gry. Poza tym dźwiękami towarzyszącymi nam podczas wędrówki będą raczej odgłosy różnorakiej fauny i flory, szum strumyczków czy stukot stóp wesołej kompanii przemierzającej tereny Gransys. Voice acting zrealizowany jest poprawnie i tylko poprawnie, szału na pewno nie robi ale nie przeszkadza i w żadnym razie nie jest męczący dla grającego.


Czas na podsumowanie – dla kogo jest ta gra? Według mnie dla wszystkich tych szukających przygody. Nie jest ważne czy miałeś wcześniej styczność z rolplejami, czy ukochałeś sobie Skyrima, czy ograłeś już hardkorowe Demon Souls... jedynym kryterium w tym przypadku jest chęć przeżycia przygody i zwiedzenia nieprzebytych wcześniej krain. W takim wypadku ta gra jest właśnie dla Ciebie! Zapewniam, że nie zawiedziesz się, ba! Nie masz prawa się zawieść na produkcji od Capcom! Jest to jeden z najlepszych RPGów na PS3, nie tak ogromny jak Skyrim, nie tak trudny jak Demony ale jednak zapewniający roz(g)rywkę na najwyższym poziomie. Ja w grę wsiąkłem przeokrutnie i dopiero po jej splatynowaniu odzyskałem spokój ducha i równowagę psychiczną. Te sto godzin pozostawione w wirtualnym świecie Dragon's Dogmy w żadnym wypadku nie uważam za stracone a wręcz przeciwnie - pomimo zaliczonej platyny nadal mam ochotę na więcej! Na szczęście dla takich osób jak ja Capcom wypuścił ostatnio rozszerzoną wersję gry o podtytule Dark Arisen, z którą bardzo chętnie się zapoznam. W każdym razie opisywana tu wersja podstawowa jest jak najbardziej godna uwagi i polecenia. Czy jesteś fanem RPGów czy nie – spróbuj, na pewno się nie zawiedziesz!



GRAFIKA: 7/10
MUZYKA: 7/10
GRYWALNOŚĆ: 9/10

OGÓLNIE: 8+/10