A miało być tak pięknie A co z tego wyszło? Skok na kasę. Tak panowie, dostaliśmy mizerną produkcję, której do średniaków nawet daleko. Jako zagorzały fan uniwersum, po ograniu TWD Telltale Games, byłem pełen wiary i nadziei, że Survival Instinct podoła zadaniu i będzie doskonałym wypełnieniem luki przed kolejnym sezonem serialu. Nadzieja matką głupich

Od czego by tu zacząć - Survival Instinct przedstawia nam historię braci Dixon znanych nam z serialu, a sama akcja gry rozpoczyna się praktycznie w dniu wybuchu epidemii. Więcej nie zdradzam, ponieważ nie muszę - to praktycznie jedyne co nas z historii zaciekawi i jedyne co jest ciekawe w tej historii Dalej jest już tylko pod górkę.
Rozgrywka sprowadza się do jazdy od miasta do miasta i zbieraniu zapasów bądź też okazyjnie wykonaniu jakiegoś questa pobocznego. Przestaje to bawić w połowie kampanii, kiedy to orientujemy się, że miasta są bliźniaczo do siebie podobne, zadania mało co się różnią a nasza swoboda sprowadza się i tak do biegania za kompasem, ponieważ mamy sztywno nakreślone gdzie możemy wejść, zajrzeć lub jaką ścieżką podążyć. Po drodze napotykamy też innych ocalałych, których możemy zabrać ze sobą i w danym mieście skorzystać z ich pomocnej dłoni przy zbieraniu surowców - na tym ich rola w grze się kończy, gdyż nie mają żadnego wpływu na naszą rozgrywkę i praktycznie nawet byśmy nie zauważyli jakby ich nie było.

Nasze trupki - są bardziej tępe niż ustawa przewiduje. Nie potrzebujemy jakiegoś wybujałego asortymentu do ich eksterminacji, ani nie musimy zbytnio się spinać. Nie wykryją nas po zapachu, spokojnie możemy obok nich przebiec a jak się rzucą na nas to większą gromadę zamachamy nożykiem i przeżyjemy, łyczek napoju i możemy dalej lecieć z koksem. W przypadku użycia broni palnej zwali nam się na głowę cała wataha - ale wystarczy wtedy samochód i kusza z jedna strzałą! Tak, i dalej do przodu. Jedyne co można pochwalić to fakt, że nawet jeśli wybijemy wszystkie zombiaki w danym levelu to i tak zaczną znów pojawiać się losowo i możemy lekko się zdziwić, bo za tymi drzwiami przecież nie było zdechlaka, a teraz niespodzianka.

Co do pucharków - banalne. Są znajdki, nie mogło ich zabraknąć - mamy ich trzy rodzaje, za każdy rodzaj pucharek oczywiście, i praktycznie zebrałem wszystkie bez żadnych poradników - grając masz nieodparte uczucie, że musisz wszędzie zajrzeć, powąchać i nie sposób wtedy je ominąć. Pozostałe dzbanki wpadają praktycznie same i tylko nad paroma trzeba bardziej pogłówkować. Wrzodem na tyłku mogą okazać się zdarzenia losowe - z nimi męczyłem się po skończeniu samej gry ładnych parę godzin. Nie dość, że ciężko trafić, to jeszcze jeden pucharek losowy zbugowany.

Samą grę oceniam na 5, i to tylko przez pryzmat mojej lekkiej psychozy w tym temacie, ukłon w stronę twórców i solidny kop w d00pę się im należy. To wybitny przykład jak można coś zjebać koncertowo. A produkcja miała taki potencjał. Szkoda gadać.
Trudność pucharków to 3, i to tylko i wyłącznie za wyżej wspomniane zdarzenia losowe. Tytuł może nie podejść ''normalnemu'' graczowi, który patrząc na oprawę, błędy, schematyczność itp, szybko się zniechęci i wyjmie płytę z czytnika. Zagorzali fani serialu, takie freaki jak ja, spędzą natomiast z tytułem miło czas. Coś w nim jest i pomimo tych wszystkich błędów i niedoróbek, te ''coś'' pozwoliło mi ukończyć przygodę i się nią nie zmęczyć. Czekam z utęsknieniem na 4 sezon serialu i TWD Sezon 2 od Telltale Games, który ma mieć premierę pod koniec tego roku.